POV of Katrina
Minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie nic nie robienia i siedzenia w domu. Nie byłam w szkole, ale już wkrótce to się zmieni. Niall miło się zachował. Harry wrócił wtedy do domu i był szczerze zdziwiony, że jeszcze nie zabiłam Horana, a dopiero później zauważył, że mam stopę w gipsie. Niall wszystko mu opowiedział, za co dostał pochwałę od mojego brata. Mama zmartwiła się, ale udało jej się przyzwyczaić do tego. Najgorszy w tym wszystkim był brak treningów. Przez bite 14 dni nie wykonałam żadnych postępów, a co będzie dalej?
Był piątek. Jeszcze trzy tygodnie i zdejmą mi gips, pomyślałam. W poniedziałek miałam iść do szkoły. Mama stwierdziła, że nie mogę opuszczać tak wielu zajęć. Poniekąd miała racje, ale nie widziało mi się kuśtykanie z kulami po szkolnym korytarzu pełnym nastolatków. Jednak nie miałam wyboru.
Rozmyślałam na temat szkoły, ale machinalnie ocknęłam się kiedy w domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Wstałam i skacząc na jednej nodze dotarłam do drzwi. Poprawiłam włosy. Przecież nie wiadomo kto to może być, pomyślałam i przekręciłam klucz uchylając tym samym drzwi. Nim zdążyłam zobaczyć kim była osoba odwiedzająca nasz dom poczułam jak ktoś rzuca się na mnie i opłata mnie swoimi ramionami. Poczułam charakterystyczny, mocny zapach. To były perfumy Giorgio Armaniego Si. Tylko jedna osoba się nimi perfumuje...
- Jaki miło Cię widzieć! Tęskniłam za Tobą przez te dwa tygodnie. - Śpiewny głos rozbrzmiał koło mojego ucha. Tori oderwała się ode mnie i wyciągnęła ze swojej torby kilka zeszytów. - Dość dużo pisaliśmy, dlatego przyniosłem Ci moje zeszyty. Najlepiej skseruj sobie strony, których nie masz, będzie szybciej.
- Dziękuję Ci. Ja też za Tobą tęskniłam. Wejdź. - Słysząc moją komendę Tori zdjęła buty i rozłożyła się w salonie. Na stole leżały ciasteczka, więc podsunęłam jej talerz, aby się poczęstowała.
- Nie, dzięki. Jestem na diecie. - Powiedziała, a ja się zaśmiałam. Spytałam o szkołę, bo w tamtej chwili to mnie najbardziej interesowało. Jones zaczęła opowiadać. - Strasznie dużo przegapiłaś, mówię Ci. Pisaliśmy dwa testy. Jeden z biologi, a drugi z matematyki. Dostaliście piątki z projektu z lalką.
- No proszę, nie spodziewałam się takiej oceny. A jak Tobie poszło?
- Równie dobrze. - Uśmiechnęła się. - Calry wyrzucili ze szkoły, podobno za romans z nauczycielem, a konkretnie z Blackiem. On został zwolniony.
- Czyli będziemy mieć nowego nauczyciela od Wychowania Fizycznego.
- Zgadza się. Kitty została kapitanką cheerlederek, a Ann Hutcherson dostała kosza od Jake'a - Zaśmiała się. Jej głośny śmiech rozniósł się po całym salonie, ja jej wtórowałam. - Ciekawe kto następny ją odrzuci. - Sięgnęłam po ciasteczko. - Harry chodzi z Mery!
- Co takiego? Z Mery Wens?! - Krzyknęłam ze zdumienia, a dziewczyna przytaknęła. - Nic mi nie mówił, kompletnie nic nie wspominał. Jesteś pewna?
- Mówił o tym na korytarzu, a poza tym całowali się, więc.. Sama rozumiesz. A tak przy okazji, Niall o Ciebie pytał.
- Huh?
- Kiedy przyjdziesz do szkoły. Powiedziałam, że już niedługo. - Oznajmiła i w końcu się ugięła, bo zabrała ciasteczko z talerzyka.
- On już nie ma co robić?
- Ojj tam. - Machnęła ręką. - Nie lubisz go?
- Dziwisz mi się?
- Szczerze to nie. Również nie przepadam za nim.
- I na tym zakończmy temat Nialla. Już się ściemniło, może zostaniesz na noc? Mamy pokój gościnny, a poza tym będzie fajnie. - Tori wyjrzała za okno, gdzie panował już wieczór. Księżyc był już na niebie.
- Hmmm, w sumie.. Czemu nie. Zadzwonię tylko do mamy i powiem, że wrócę jutro.
Od dwóch godzin siedziałyśmy w moim pokoju śmiejąc się i gadając na wszytskie możliwe tematy. Mama po powrocie z pracy zrobiła nam kolację.
- Boże... Czy ona nie potrafi stworzyć normalnego videoclipu? - Patrzyłyśmy na ekran mojego laptopa, ponieważ w sieci pojawił się nowy teledysk.
- Nie lubię Miley Cyrus. - Powiedziałam. - Jest beznadziejna. Ma piękny głos, unikalny.
- I powinna to bardziej wykorzystać. - Dodała Vic. Doszłyśmy do wniosku, że lepiej zamknąć urządzenie i nie oglądać 'Wrecking Ball'. W tym momencie Harry wszedł do mojego pokoju. - Gdzie byłeś? - Spytała Tori.
- Z chłopakami.
- Ooo.. Mery dodała nowe zdjęcie na Instagrama! - Wykrzyknęłam udając oczywiście. Chciałam poznać jego reakcję. Wierzyłam na słowo Tori, ale chciałam by sam się przyznał. Chwyciłam telefon w ręce i pokazałam pusty ekran przyjaciółce, która zaczęła wychwalać rzekomą fotografię. Na ekranie nic nie było, po prostu udawałyśmy. Harry szybko podleciał i zaczął wciskać swoją głowę między nas, by coś zobaczyć. - Wiedziałam... Dlaczego się nie pochwaliłeś, że jesteście razem?
- Nie wiem o czym mówisz..
- Dobrze wiesz! - Zaśmiałam się. - Rumienisz się oooo. Jak bardzo zawróciła Ci w głowie?
- Aż za bardzo - Prychnął, ale wiedziałam, że udawał. - Te jej piękne, kasztanowe włosy... I oczy.... I usta.. I wszystko! Jest idealna, nie mogę przestać o niej myśleć!
- Oj braciszku. Haha.. Ale idź już, to babski wieczorek. No wiesz, piżama party.
- A nie możecie zrobić wyjątku? - Zapytał robiąc słodkie oczka i niewinny uśmiech. Posłałam pytające spojrzenie przyjaciółce.
- Niech zostanie - Zdecydowała po namyśle.
- Ale przynieś Popcorn i jakąś komedie. - Dodałam i tak spędziliśmy resztę wieczoru. Oglądając mega zabawną komedię.
Nastał nieszczęsny poniedziałek. Zjadłam zostawione śniadanie przez mamą, która z samego rana opuściła dom. Praca...
Spakowałam potrzebne książki, telefon oraz portfel, czyli to co zawsze. Włosy spięłam w kuca i ubrałam jeansową sukienkę, dobrą na jesień. Katana, but... Tak, tylko jeden. Drugą stopę wciąż miałam przecież zagipsowaną. Harry wziął moją torbę, a ja na kulach ostrożnie zeszłam po schodach.
- Błagam, powiedz, że nie idziemy na nogach.
- Nie martw się siostrzyczko. Mamy podwózkę, Liam po nas przyjedzie. - Dobrze, że nie Niall, pomyślałam. Przed domem zatrzymał się samochód i oboje wsiedliśmy do pojazdu. Hazz na miejscu pasażera, tradycyjnie.
- Cześć Katrin, jak noga?
- Wiesz, przez trzy tygodnie będę jeszcze nosić gips, potem rehabilitacja. Nie trenowałam w ogóle, więc nie powiem, że dobrze. - Odpowiedziałam na jednym wydechu. Liam skrzywił usta i zabrał się za prowadzenie pojazdu wymieniając co jakiś czas zdania z moim bratem.
Czarny Mercedes zatrzymał się pod budynkiem szkoły, więc wysiedliśmy. Harry niósł moją torbę, ale od budynku szkoły sama musiałam ją dźwigać. Nie była jakaś znowu ciężka, ale iść o kulach z takim ciężarem nie jest przyjemnie. Podeszłam do szafki, aby wyciągnąć podręcznik do geografii. Schowałam go do torby i zatrzasnęłam drzwiczki, a a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Blondyn.
- Cześć, jak noga? Martwiłem się dlaczego nie chodzisz do szkoły.
- Nie potrzebnie. Noga w porządku. Dzięki za wszystko. - Powiedziałam zupełnie szczerze, a na jego ustach uformował się uśmiech. - A teraz idę na lekcje, więc cześć.
- Zaczekaj, pomogę Ci. - Horan nie czekając, aż cokolwiek powiem zabrał moją torbę i zawiesił sobie na ramieniu.
- Poważnie? Przecież sama mogę.
- To dla mnie żaden problem, królewno.
- Koniec! Jeszcze raz usłyszę jak tak do mnie mówisz, a już więcej się do Ciebie nie odezwę.
- Ojj, przepraszam.
- Niech Ci będzie - Westchnęłam i pozwoliłam mu nieść torbę.
- Biedna, nie możesz chodzić. Może pozwolisz sobie na przejażdżkę i przeniosę Cię do sali, Hmm?-Spytał patrząc na mnie z troską na twarzy.
- A poza tym wszyscy w domu zdrowi? Przecież to tylko stopa, mam kule i drugą nogę.
- Okay, dam Ci spokój, tym razem. Ale może jednak.. - Dotarliśmy pod salę 36, gdzie moja klasa ma lekcje geografii.
- Nie. Zejdź mi z oczu. - Syknęłam i Zabrałam swoją torbę i weszłam do sali. Już na wejściu zobaczyłam moją przyjaciółkę. Siedziała w jednej z ostatnich ławek i pisała w zeszycie. - Hej Tori.
- Siemka, co taka zła? - Postawiłam kule przy ścianie i zajęłam miejsce obok niej. Zaczęłam opowiadać sytuację z zaledwie ostatnich minut i jednocześnie rozpakowywałam się. - Kompletnie Cię nie rozumiem. Nie przepadam za nim, ale zachował się jak na dobrego chłopaka przystało. Nie chciał, byś się nadwyrężała...- Powiedziała, a ja Przewróciłam oczami.
- Ale nie jestem inwalidą. Nie jestem ani sparaliżowana, ani głucha, ani z zespołem Downa. Nie potrzebuję opieki, bo nie jestem małym dzieckiem.
- Wrzuć na luz Kat. Może się martwił, więc tak nalegał. Chciał tylko dobrze.
- Chyba masz rację. Ale wiesz, jak on mnie denerwuje.
- Akurat to rozumiem. Mnie też czasami wkurza, ale cóż zrobić. Tak samo Martin, albo Jack... Oni też mnie denerwują.
- A Josh?
- Hahahaha... Dobrze wiesz, że nie.
- Jones i Styles! - W sali rozbrzmiał krzyk nauczycielki. - To nie czas na pogaduszki! Godzina kozy po dzisiejszych lekcjach!
Po prostu idealne rozpoczęcie tego tygodnia, dodałam w myślach i zabrałam się do nauki.
Wraz z dzwonkiem opuściłyśmy salę. Tori wzięła mi torbę i szła obok mnie. Na korytarzu roiło się od osób w naszym wieku, a także starszych. Pani Windsor miała dyżur. Kobieta obserwowała zachowanie młodzieży przyglądając się uważnie. Mimo wszystko co chwilę sięgała po telefon i coś sprawdzała. Pewnie godzinę, bo nie lubi sterczenia na korytarzu kiedy może zrobić coś innego. Przecież nie musiała ciągle mieć nas na oku. Nie rozrabialiśmy. Część rozmawiała, zaś inni siedzieli na parapetach odrabiając zaległe prace domowe lub się ucząc. Tłum stopniowo się zmniejszał, więc bez problemu radziłam sobie z kulami.
- Może jednak pozwolisz mi Cię zanieść pod klasę? - Usłyszałam za plecami. Spojrzałam na Jones i odwróciłyśmy się, aby móc dostrzec Horana ... I mojego brata. - Lekarz kazał Ci nie nadwyrężać stopy, dlatego proponuje Ci pomoc.
- Jeżeli chcesz poświęcić przerwę na odgadywanie mojej siostrze too.. Cześć, ja spadam. - Mruknął Hazz i skierował się do Mery. Wens zatrzepotała rzęsami i wpiła się w usta mojego brata. Aż mi się niedobrze zrobiło. Kiedy oderwali się w końcu dla siebie, nastąpiła krótka wymiana zdań i ... rozeszli się. Mam wrażenie, że są dla siebie, nie ze sobą. Oby nie przeniosło się to na wyższy poziom, kiedy Mery będzie chciała go wykorzystać.
- Chcesz coś ze sklepiku? - Głos przyjaciółki wyrwał mnie z letargu. Za dużo myślę, zdecydowanie za dużo, powiedziałam w myślach i pokręciłam głową w odpowiedzi. - W takim razie zaniosę rzeczy do sali i sama się przejdę, na razie. - Tori pochwyciła nasze torby i szybkim tempem poszła do sali lekcyjnej.
- Słuchaj, nie męcz mnie. Bardzo Cię proszę. Nie jestem sparaliżowana, mogę chodzić. To tylko noga, mam drugą plus kulę. Niall, nie dociera do Ciebie za pierwszym razem?! Skoro nie to powtórzę! Nie traktuj mnie jak małego malucha, który dopiero poznaje świat. Wiem co oznaczają słowa lekarza, nie musicie mi tego tłumaczyć.
- Dobrze, spokojnie. Gdzie masz lekcję?
- W dwudziestce - Mruknęłam i wypuściłam haust powietrza, aby się uspokoić, co niełatwo mi zazwyczaj przychodziło. Czasem mogło minąć pół dnia kiedy kompletnie zapomniałam o sprawie i nie chodziłam podenerwowana.
- Chodź, pomogę Ci.
- Naprawdę nie masz jakiejś innej osoby, której będziesz pomagać i denerwować ją tym? - Niall podniósł wzrok słysząc moje słowa. Z twarzy wydawało się odczytać, że nie jest zadowolony z tego co powiedziałam.
- Czy sugerujesz, że denerwuję ludzi, bo jestem nadopiekuńczy i wrażliwy?! - Krzyknął nieco za głośno. Pękną mi bębenki!
- Tak! Traktując mnie w ten sposób czuję sie jak osoba niepełnosprawna, chora... - Mówiłam wypowiadając kolejno słowa- Czy ty jesteś jakiś opóźniony? A może nie rozumiesz prostych słów? Powtarzam po raz ostatni: Nie chcę Twojej pieprzonej pomocy, bo nie jestem kaleką! - Po tych słowach odwróciłam się biorąc głęboki oddech, aby się uspokoić. Szybko odeszłam, nie chciałam spóźnić się na lekcję.
Wszedłszy do sali usiadłam w ławce i zapisałam temat podany przez belfra. Na lekcji ominęła mnie odpowiedź. Jedyny plus chodzenia o kulach.
Po godzinie kozy wyszłam ze szkoły. Mama na szczęście po mnie przyjechała i po 5 minutach byłyśmy pod domem. Pokuśtykałam za nią i bez słowa weszłam po schodach na górę. Usłyszałam męskie, niskie śmiechy z pokoju brata, więc jak najciszej weszłam do swojego. Rzuciłam kule w kąt i opadłam na łóżko wzdychając. Ten dzień mnie wykończył. Wyciągnęłam laptopa i zalogowałam się na wszystkie możliwe konta. Tumbrl, Wattpad, Facebook... Re blogowałam, komentowałam i czytałam ciekawe historie. Tą wspaniałą formę oderwania się od codzienności przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - Rzuciłam cicho i zamknęłam urządzenie. Zza drzwi ujrzałam czuprynę Tomlinsona. Westchnęłam i skinieniem głowy pozwoliłam mu wejść do środka. Chłopak zamknął drzwi i usiadł na skraju łóżka. - Niech zgadnę, przysłał Cię mój brat. Co chce tym razem? Odtwarzacz, płytę z piosenkami czy słuchawki?
- Żadna z tych rzeczy - Zaśmiał się Louis. Miał całkiem ładny uśmiech. Mrużył oczy, a usta miał szeroko rozwarte. Zauważyłam, że nie miał zarostu, natomiast włosy lekko poczochrane i postawione w górę zapewne na żelu.
- Cokolwiek to jest, powiedz mu, żeby spadał na drzewo. Nic mu nie pożyczę, nie chcę go widzieć na oczy.
- Aż tak Ci zalazł za skórę? - I znów ten jego uśmiech. Louis-wesoły-roześmiany-Tomlinson.
- Nie.. Po prostu nie mam dziś humoru.- Mruknęłam spuszczając głowę. Moje dłonie po raz pierwszy stały się bardzo interesujące.
- Niall Ci go zepsuł? - Spytał poważnym tonem. Skończyły się chichy i wesoła pogawędka. Tomlinson był zupełnie poważny.
- Skąd wiesz?
- Mało się odzywa. To oznaka, że coś z nim nie tak, bo każdego dnia jego buzia się nie zamyka. Dlaczego nie pozwolisz mu sobotę pomóc?
- Kiedy całe otoczenie chce mi pomóc czuję się tak...słabo. Bez wartości i jak kaleka. Czuję się jak niepełnosprawna osoba, niemogąca chodzić i taka, nad którą trzeba non stop czuwać. A poza tym kim on dla mnie jest? Ani to mój brat, ani chłopak. Ani kuzyn, ani nikt bliski. Dlaczego nie zacznie mnie ignorować i przechodzić bez wzruszenia obok mnie?
- Pomógł Ci. Może czuje się winny za Twój upadek, kto wie. Może mu na Tobie zależy...
- Nie fantazjujmy
- Hahahaha... - Szatyn buchnął śmiechem. - Przecież żartowałem. Posłuchaj, nie odrzucaj pomocy ludzi. Kiedy chcą Ci pomóc to nie znaczy, że jesteś słaby tylko, że zależy im na Tobie i się martwią. Przeproś Nialla i pogadaj z nim. Na spokojnie mu wytłumacz co jest źle i może odpuści.
- Ehh.. Tu masz rację. Praktycznie zawsze jestem dla niego oschła i złośliwa. - Przyznałam spuszczając lekko wzrok. - Tak zrobię, ale to jutro. Dziękuję. Wiesz, często nie mogę liczyć na Hazzę, a Ty mi go zastępujesz.
- Miłe słowa. Ja już pójdę, pewnie na mnie czekają, a powiedziałem, że idę do toalety. - Wstał i przeciągnął się. - Trzymaj się, Kat. I pamiętaj co masz jutro zrobić. - Louis opuścił moją sypialnię. Miał rację. Jutro przeproszę Nialla, a mam za co.
Hej hej! ;*
Jak się macie? Co w szkole? :)
U mnie ujdzie c;
Przybywam z nowym rozdziałem jak widzicie... poprawiałam go chyba ze sto razy :( Mam nadzieję, że nie ma wiele błędów. Napisałam 1 wersję, część usunęła, dopisała, znów skasowałam i tak stopniowo powstawał ten rozdział :)
Komentujcie! Dziękuję za poprzednie.. gdy je czytam chce mi się pisać i pisać :) Jednak nie zawsze mam wolny czas ;p
I pytanka do Was...
1. Kat przeprosi Nialla?
2. Co z Harrym i Mary?
3. I ogólnie macie jakieś ciekawe pomysłu na dalszy rozwój akcji?
Osobiście ja mam, ale co Wy o tym myślicie? :)
KOMENTUJCIE! CHOCIAŻ JEDNYM SŁOWEM! :*